piątek, 22 kwietnia 2016

Wiem, co jem.

Wełniana spiżarnia po zimie zrobiła się cokolwiek pustawa - jak to na przednówku.
Nadszedł więc czas na jej zapełnienie.

Ponieważ coraz bliższa jest mi myśl, żeby wełna nie była anonimowa, powoli zmierzam w kierunku dobrej zasady "wiem, co jem" - czyli wiem, z czego tkam.

Wymaga to dużo uwagi, czasu i pracy, ale jestem pewna, że warto.

Moja glępralka spisuje sie znakomicie.


 Czesanka i włóczka z alpak pochodzących od Państwa Pietrzykowskich z Alpakarni P&M z holendrów Szyszyńskich.




A to wełna z polskich owiec górskich, niestety - anonim.


Przyda się na nadzwyczajne okazje.


Wełna barwiona (od lewej) w łuskach cebuli, czarnym bzie i naturalna.


Polski merynos, też, niestety, anonim.


I na koniec rarytas: wełna szetlandzka z Vaila oraz Jamiesons of Shetland





2 komentarze:

  1. Witam , świetne zapasy :) Wiem coś o tym. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, to tylko mała cząstka, że tak powiem: reprezentacja po jednej sztuce :-)
    Jest co robić.

    OdpowiedzUsuń